czwartek, 4 września 2014

O myszach - znowu i niestety...

Kiedy niedawno opisywałam  niezmordowaną mysz usiłującą wskoczyć na klapę kosza na śmieci napisałam, że mysz i tak nie wejdzie do środka.
Niestety wejdzie - a wiem to od dzisiejszego ranka. A było to tak.
Wczorajszego wieczora Birka długo nie chciała wejść do domu tylko pilnowała czegoś na podwórku.
W końcu zainteresowałam się, wyszłam sprawdzić i usłyszałam jakiś łomot. Dobiegał od strony starej obórki gdzie trzymamy drzewo. Gdy przysłuchałam się dokładniej okazało się, że to odgłosy  chyba z kosza na śmieci. Birka kręciła się tam, a ja nie chciałam przy niej sprawdzać, co jest w środku. Kot, kuna czy jeszcze coś innego. Gdybym otworzyła kosz  i to coś wyskoczyłoby, to Birka mogłaby je zagryźć. A tego chciałam uniknąć. Zawołałam ją do domu z myślą, że pójdę sprawdzić później. Ale też wczoraj doszło nowe zmartwienie. Właśnie odkryłam w naszym nowym domu, do którego będziemy przenosić się lada moment - plamę wody na podłodze. Dach przecieka ! Oczywiście zadzwoniłam do dekarza, ale miał wyłączony telefon. I tak kilka godzin mieliłam ten problem - no jak to - nowy dach i przecieka ??? Na dodatek męża nie ma i nie chciałam go martwić, więc "przeżuwałam" to sama.
Kiedy już położyłam się do łóżka zapomniałam, że miałam iść sprawdzić co siedzi w koszu.
Dzisiaj rano uniosłam klapę i co zobaczyłam ?  Dwie myszy leśne - mniejszą i większą. Niestety  nie żyły.
O jaka jestem głupia - wczoraj nie pomyślałam, że tam może być przecież mało powietrza.
I one biedaczki pewnie udusiły się - przeze mnie. Kosz był pusty, bo wczoraj odbierali śmieci, one jakoś podniosły  klapę, wpadły i nie umiały się wydostać. Dlaczego tam wczoraj nie zajrzałam ???
Całą drogę do pracy przepłakałam, jeszcze teraz łzy mi kapią - jaka jestem jednak czasem bezmyślna.
Przez moje zmartwienia nie żyją niezwyczajne, sprytne myszki, które umiały nawet podnieść  klapę kosza na śmieci.
Wiem -  tyle jest tragedii na świecie, tylu ludzi umiera, a ja tu płaczę po dwóch małych myszach. Ale jednak gdy sobie wyobrażam ich cierpienie i to z mojej winy...  Mogły żyć. Wstyd mi bardzo.

Podobna do tych poległych mysz leśna zwana Magistrem
 mieszkała z nami przez dwie zimy

wtorek, 2 września 2014

A mnie jest szkoda...

... lata. Ta bardzo stara piosenka, której słuchała moja mama, tłucze mi się po głowie od kilku dni. Oczywiście w związku  z odchodzącym pospiesznie latem.
Jaskółki odleciały kilka dni wcześniej niż zwykle, nawet nie zauważyłam kiedy dokładnie.
I natychmiast zrobiło się ciszej.
Tego roku "nasze" jaskółki - te mieszkające w koziarni - były wyjątkowo krzykliwe. Pewnie dlatego, że lęgi  nie były tak udane jak poprzedniego lata. Jajeczka z pierwszego pewnego dnia znalazłam na podłodze koziarni - wypadły lub może to stare jaskółki je wyrzuciły. Drugi lęg  z kolei był mało liczny, nie wiem czy były trzy czy tylko dwie małe jaskółeczki. A i "kłóciły" się przez całe lato - pewnie o to, że w tym roku coś poszło nie tak jak powinno. Szkoda.

 
Pierwsza piątka maluchów - lato 2013
 
Kilka dni przed opuszczeniem gniazda
Młode z zeszłorocznego drugiego lęgu wracały na noc do gniazdka - dziwne - coś takiego widziałam po raz pierwszy

 
I tak cały letni dzień...