czwartek, 27 sierpnia 2015

Plony, plany i peany czyli post gospodarski

Powoli odchodzi jakże dziwne tegoroczne lato. Niespotykane upały zamieniły  pastwiska w stepy, a kozy zamiast soczystej trawy zjadły zapas siana zgromadzony na zimę. Kiedy na początku czerwca zwieźliśmy z łąki pierwszy pokos, nawet do głowy mi nie przyszło, że do sierpnia nie zostanie z niego ani krztyna. Na szczęście została jeszcze łąka w tym roku nie koszona i tam trawa zdążyła urosnąć przed nastaniem suszy.

Skoszone, czekamy na maszyny

A ponieważ było tego dużo, to nawet nie porywaliśmy się na samodzielne zwożenie tak jak poprzednio - o czym pisałam tutaj.
Poprosiliśmy o pomoc rolnika zza lasu i pewnego upalnego popołudnia dwa sprytne chłopaki w wielkich maszynach załatwiły sprawę. Ależ ulga, no i siana mnóstwo - całe dwadzieścia pięć bali.

 


Pomidory zdaje się lubią upały - takich zbiorów nie miałam nigdy. Te obfite plony zawdzięczam zapewne również Utygan, która pisała o zastosowaniu drożdży. Zrobiłam oprysk i efekt przeszedł moje oczekiwania.



A i mój tymczasowy wannowo - skrzyniowy ogródek również spisał się dzielnie. Ogórki po lipcowym zastoju z kopyta ruszyły w sierpniu i teraz kiszę i kiszę...


Pomidory na przecier, suszone do oleju - zadania odrobione :)

Planowany duży ogród jeszcze nie wiem, w którym miejscu powstanie, ale wiem już, że z pewnością będzie skrzyniowy. Drugi rok uprawiam warzywa w zaadaptowanych skrzyniach pozostałych z transportu płytek, oraz w starych wannach walających się dotąd po kątach i mogę stwierdzić, że jest to sposób zupełnie nie męczący, a wręcz przyjemny. Trochę pracy jest przy napełnianiu pojemników warstwami gałęzi, kartonów, słomy, obornika i ziemi, ale za to później zostaje tylko podlewanie. Nie wiem dlaczego chwastów w skrzyniach rośnie mało, a plewienie odbywa się niejako przy okazji - właśnie podczas podlewania.
Myślę jeszcze o wałach permakulturowych, o których pisze Gorzka Jagoda, ale dopóki nie wiem gdzie będzie ogród nici z wałów. Póki co również w planach...


Ogródek wygląda niezbyt ładnie, za to plony daje niezłe...


Koziołek Iwo dołączył do taty Kajtka i Grachosa - kolegi z Tyrolu. No i niestety tym razem nie obyło się bez jęków. Pierwsze dwa dni i noce Iwo meczał bez przerwy. Potem przerwy pomiędzy meczeniem wydłużały się stopniowo. Ale i tak z nawiązką nadrobił bezproblemowe odłączenie od matki do boksu z młodzieżą. Teraz cycuś został daleko, bo wcześniej mimo, że spał osobno, to na łące jeszcze nieraz udało dorwać się do mamy. Szczęśliwie dzisiaj, po prawie miesiącu mogę powiedzieć, że skończyły się tęskne płacze. Iwo zaakceptował swoją dorosłość i nawet przytulił się do taty. Grachos lubi czasem pogonić Iwo, ale ten szybko znalazł sobie azyl na stosie desek.

Iwo i jego bezpieczne miejsce  

W planach najbliższych - budowa pomieszczenia dla koziołków, które ma powstać w pewnej odległości od domu. Czy zdążymy przed zimą ? Mam nadzieję - panowie mieliby dla siebie łąkę i mogliby pachnieć do woli...

A bale słomy już leżą - teraz tylko wybudować...  



No i peany. Na cześć koziego mleka - w imieniu swoim i odbiorców. Całe życie unikałam, piłam wyłącznie do maminej szarlotki, a i to bardzo rzadko z powodu nietolerancji laktozy.
A teraz ? Każdy wieczorny kubek lekko słodkiego, jeszcze ciepłego mleka jest czystą radością.
Pijąc myślę o tym, jakże niewiele pozostało w dzisiejszym sztucznym świecie tak bardzo prostych i prawdziwych rzeczy jak to moje kozie mleko.

Na zdrowie:))