czwartek, 9 lipca 2015

Lato - smutne lato

Chociaż jesień to moja ulubiona pora roku to chciałabym, aby tegoroczna w ogóle nie nadeszła. I nie z powodu letniej cudownej pogody, ciepła, urlopów, wyjazdów do wód czy też innych przyjemnych zajęć.
Tej jesieni będę musiała przekroczyć Rubikon i z "trzymacza" kóz stać się hodowcą.
Takim z prawdziwego zdarzenia, który rozumie i godzi się na pewne kroki. Hodowcę, który potrafi pozwolić swoim zwierzętom odejść - do innych domów i miejsc. Nawet gdy te miejsca nie będą już na tym świecie. I takim, który z tego powodu nie wylewa łez.
Nie ma odwrotu.  Nie wiem czy dam radę i nie chcę jeszcze o tym myśleć. Jednak aby kontynuować i rozwijać w jakimś sensownym kierunku naszą hodowlę, takie decyzje będą musiały zapaść.


1 lipca ostatnia z kóz  Frida urodziła dwa martwe koźlęta.  Tegoroczny bilans nie jest korzystny. Paula - przedwczesny poród, Barbie - poronienie. Amelka - dwa słabeusze - kózka i koziołek. Jedynie Pipsi spisała się na medal i szybko oraz bezproblemowo urodziła zdrowego, dużego koźlaka. 
Już od jakiegoś czasu nosiliśmy się z zamiarem zakupu dobrego, rasowego kozła. Jak jest to ważne widać właśnie po tych nieudanych, tegorocznych wykotach. Niewątpliwie główną przyczyną jest nasz niewiadomego pochodzenia i zapewne z chowu wsobnego kozioł Kajtek.
I oto jest Grachos - przybysz z Austrii.

A Kajtek wydawał się duży ...

Na dzień dzisiejszy doimy trzy kozy - a że trzy - jest dla mnie zagadką. Po pierwsze Paula, która urodziła przedwcześnie martwego koziołka. Ponieważ do porodu miała jeszcze trochę czasu, nie miała mleka. Lecz gdy zaczęłam doić Pipsi, ze zdziwieniem zauważyłam powiększające się wymiona Pauli, która postanowiła również dawać mleko. I to nawet dość dużo. Zaraz potem - Barbi ( ta po poronieniu), również postanowiła nie być gorsza i "dostała" mleka. Tylko u Pipsi odbyło się w zgodzie z naturą - chociaż niezupełnie bez problemów. Koziołek Iwo upodobał sobie wyłącznie prawą stronę mleczarni i trzeba było dwa razy dziennie wydoić Pipsi jedno wymię. Po trzech miesiącach Iwo został oddzielony, a po raz pierwszy cała akcja przebiegła  szybko i przyjemnie. Po prostu pewnego wieczora dołączył do młodzieży w innym boksie i o dziwo obyło się bez jakichkolwiek płaczów i krzyków zarówno koziołka jak i matki. Iwo jest taki pierwszy "mój" - ponieważ byłam sama przy jego porodzie.  Zostaje u nas, tylko już za jakiś niezbyt długi czas, będzie musiał przeprowadzić się do kozłów. Mam nadzieję, że sobie poradzi.

Iwo z mamą i babcią Paulą ( z lewej)

Amelka nie jest dobrą matką. Jej koźlęta są słabe i nie żyją długo o czym pisałam tutaj .  Nie inaczej było w tym roku. Koziołek Cezary i kózka Celinka urodziły się bardzo słabe, na szczęście udało się je odchować. Celinka to nasza pierwsza bezroga panna, bardzo przy tym przylepna.  Cóż, matka Amelka to koza oschła i wredna - nieraz ugryzie lub bodnie, a i odpędza od siebie i paśnika. Dobrze, że przynajmniej daje koźlętom jeść.


Celinka

A co to takie duże ? Koza ? Celinka, Cezary i Frida
Cezary został już wykastrowany, a za kilka dni spróbujemy odłączyć je od matki i Amelka będzie czwarta do dojenia.


Frida jeszcze w ciąży

Frida - podrzutek - dochodzi do siebie po ciężkim porodzie. Jest smutna, a dodatkowo nie obeszło się bez zapalenia wymienia. Dopiero dzisiaj - po tygodniu - można powiedzieć, że jest lepiej. Wspomnieć tutaj muszę, że mam szczęście - znalazłam prawdziwego weterynarza - z powołania, jak sam mówi. Można zadzwonić w "świątek, piątek i niedzielę" - przyjedzie zawsze. To duże wsparcie i ulga. A jeszcze zna się na kozach - no cud po prostu.
Frida obdarza mnie kolejnymi litrami, które na razie do zakończenia leczenia trzeba wylewać. W sumie do dojenia mam pięć :)

Iwo dorodny - tu pomiędzy zeszłorocznymi Antonią i Mańkiem
Po raz pierwszy mam wystarczająco dużo mleka, aby do woli robić sery, a przede wszystkim nabrać wprawy w produkcji różnych serowych wariantów. Może pokuszę się i na długo dojrzewające. Na tę obfitość mleka czekałam tyle lat i sprawia mi ona dużo radości..
Tylko doglądając kóz  usilnie staram się nie myśleć. Robić to co trzeba i cieszyć się tym co jest.

Ale wiem, że i tak to będzie smutne lato. Moje serce musi do jesieni skamienieć.