środa, 26 września 2018

Ogród - ewolucje

 

Dzień za dniem mija - zbyt szybko, niezauważalnie. Trudno nadążyć, zebrać myśli i napisać coś w miarę sensownego a potrzebnego przecież, chociażby po to, by zostawić ślad, zatrzymać chwilę, stan ducha, sytuację, moment z życia. W połączeniu z obrazem staje się zapisem ku pamięci. Ważnym lub mniej, ale utrwalonym na zawsze (?).
W poszukiwaniu tematu przeglądałam zdjęcia. I sięgnąwszy do tych wcześniejszych dokładnie widzę, jak diametralnie zmieniam -y przestrzeń wokół.  Przykład obecnie mi najbliższy - ogród, a raczej to miejsce, w którym powstaje, bo do ogrodu jeszcze długa droga.
A było tak:
                                                                   2008

 Początek budowy - łąka jeszcze całkiem dzika, niekoszona kilkadziesiąt lat.

                                                                               2009





                                                                  
                                                                             2010
 
                                                             
Wiosna 2010
Zmiany koncepcji - normalka u nas - szambo powstało w efekcie zupełnie inne, a elementy betonowe przeniesione zostały na łąkę obok koziarni i tam pełnią rolę placu zabaw. Część została...


                                                                            2013
2011 - 2013 przerwa w budowie, jedynie koziołki zadowolone

                                                                               2015
Mieszkamy od Wigilii 2014, łąka obok domu ogrodzona wcześniej w czasie budowy, teraz nadal służy koziołkom za pastwisko.



2016
W kwietniu stanęły skrzynie na warzywnik. Oczywiście czasu zabrakło na: podbicie skrzyń od dołu siatką, wyłożenie folią od wewnątrz i konserwację. Pomimo tego coś w nich wyrosło.





                                                                          2017
W sprawie ogrodu coś drgnęło. Chociaż szło jak po grudzie i w totalnym chaosie, który dominował zwłaszcza w przypadku szklarni.


Szklarnia z poliwęglanu to jeden z moich głupszych pomysłów w życiu.
Kupiłam szklarnię już w marcu i przez miesiąc usiłowałam zmusić męża, aby zajął się tematem czyli - zrobił podmurówkę. Nie dało się. Wobec czego w kwietniu posadziłam pomidory w starej, przeznaczonej do rozbiórki. W ostatnim możliwym momencie zaczęliśmy składać nową, z nadzieją, że POTEM ją się przymocuje do podłoża wg pomysłów różnych, wszystkich jednakowo genialnych.
POTEM czyli w poniedziałek ją zdmuchnęło.
Nie było żadnej burzy czy spektakularnej wichury, wyjechałam z domu na kilka godzin i gdy wróciłam, leżała sobie ładnie ułożona na boku. Początkowo byłam tak zła, no tak zła jak rzadko bywam. Trudno się dziwić - wszystko poszło nie tak jak chciałam, a i kasy kupa wyrzucona została w błoto, a raczej w trawę. No i wtedy runął również mój uprawowo - warzywniczy plan. Po czasie jednak myślę tak, jak mówi stare porzekadło " nie ma tego złego..."  Przede wszystkim od początku nie chciałam mieć szklarni zbyt blisko domu. Jednak tylko w miejscu, w którym zaczęliśmy ją składać, było w miarę równo. Nie zrezygnowałam też całkiem, nadal jest w planach, ale jeżeli kiedyś powstanie, to zbudowana "po mojemu".

Tam gdzie wiatr położył, przeleżała do wiosny tego roku
 Zanim zaczęliśmy stawiać szklarnię na początku maja zmobilizowałam męża do działania i porządki na łące wreszcie ruszyły.

Trzeba było wyciągnąć belki
Po skoszeniu trawy wyłoniły się całe połacie resztek drewna...
...oraz dachówek

Kiedy szklarnia stała się już historią, mąż jakby w poczuciu winy zaczął wymyślać. No i wymyślił - podwyższenie z belek, wypełnione piaskiem, na to skrzynie. Taka konstrukcja miała zostać POTEM obudowana szybami poliwęglanowymi z niedoszłej szklarni. Wyobrażając sobie jak idiotycznie miałoby to wyglądać, nie protestowałam głośno, jednak znając realia oraz tempo realizacji planów małżonka wiedziałam, że na szczęście taka budowla nigdy nie powstanie. A ten podwyższony skrzyniowy ogródek jest bardzo wygodny w obsłudze.


A wcześniej trzeba było: wyładować skrzynie, przenieść pod wiatę, pomalować, od spodu obić siatką, wyłożyć folią. Potem załadować - pierwsza warstwa to m.in. drewno wygrzebane z trawy, potem kozi obornik i na końcu ziemia. No i wreszcie finał - w skrzyniach coś rośnie.



Lipiec 2017
Szklarnia leży obrośnięta bylicą i pokrzywami - taka rabatka
Chaosu ciąg dalszy - w czerwcu spadł jak z nieba szef firmy, który od jesieni ubiegłego roku przyjeżdżał w sprawie terminu budowy stodoły. Skutkiem czego w lipcu musieliśmy zrobić fundamenty, co związane było z likwidacją starej szklarni. W samym środku sezonu. Cóż było robić - pomidory i ogórki przesadziłam  pod płot obok skrzyń. Nie wierzyłam, że przeżyją, ale dały radę.
W 2017 roku zbyt dużo się działo. Sprawy ogrodowe zeszły na plan dalszy, więc i tak sukcesem były jakiekolwiek plony.   
                                                                    2018
          
Jeszcze 2017

Kwiecień 2018
Po niemal roku ruszyliśmy - niedoszła szklarnia śpiąca na boku zmieniła miejsce. Postanowiłam na tym wyleżanym kawałku zrobić rabatę - moją pierwszą. Ach, cóż to była za radosna praca :)

Wszystkich elementów szamba nie dało się usunąć...

... zostały dwa placyki, ten z prawej jeszcze zasypany wiórami

 
 

 Już się przyzwyczaiłam do tej budowli

Placyki może kiedyś uda się zlikwidować, a może posłużą czemuś, jeszcze nie wiem...

I tak oto powoli, ale nieubłaganie zmienia się świat wokół. Małymi krokami w ciągu dziesięciu lat przeobraziliśmy ten fragment otoczenia. Często jednak zastanawiam się, czy aby na pewno jest to dobry kierunek ?

 

wtorek, 29 maja 2018

" te co skaczą i fruwają "...


Wywołana do odpowiedzi przez jedną z ulubionych blogerek Agniechę - Konik Polski -  piszę. Tematów byłoby sporo, życie pędzi i gna nie dając chwili wytchnienia, tylko stare problemy zastępując nowymi. Chciałoby się więc dla odmiany zająć uwagę czymś bezproblemowym.
Takim miłym dla oka i ucha tematem zdają się być nasi mali i więksi  towarzysze - ptaki.
Lubię od zawsze, zazwyczaj staram się je dostrzec, a często porzucam aktualną czynność ( lub bezczynność ), po to aby dłużej na nie popatrzeć, posłuchać lub uwiecznić.



W gniazdku było przytulniej

Jakież to nieprzebrane bogactwo dźwięków, barw, kształtów. Wystarczy stanąć lub usiąść, rozejrzeć się i sięgnąć po to, co nam ofiarowują, nie oczekując nic w zamian. Może tylko tego, aby im nie przeszkadzać i pozwolić żyć.

Dudek

Dzięcioł duży

Żurawie...
...czasem trąbią o poranku. Jest moc - koniec spania.

"Poloneza czas zacząć"...


Pliszka szara - młodzik

Pliszki


My tu czekamy na kolację...
Kto jest głodny ? Mam tylko jedną porcję.
Grubodziób
Gil


Kopciuszek
 
  Kopciuszki to specjaliści w wiosennym wlatywaniu do domu w poszukiwaniu miejsca na gniazdo. Potem jest wielkie zamieszanie, otwieranie okien i drzwi, aby wyprowadzić je bez szwanku.
Na drugim miejscu plasują się  jaskółki, w tym roku wleciały trzy naraz. Namęczyłam się, zanim po jakiejś godzinie wyleciały wszystkie i obyło się bez ofiar. Którejś wiosny jaskółeczka - oblatywacz z impetem walnęła w okno i niestety nie przeżyła.


Z tyłu też jestem ładnym kopciuszkiem
Sikora uboga

Drozd śpiewak młody, zbuntowany

Gołąb grzywacz

Najbardziej chyba lubię jaskółki, prawdziwa wiosna zaczyna się dla mnie wtedy, gdy wracają . I od razu biorą się do roboty, hałasując ile się da. Jednak tego roku było inaczej. Przyleciała tylko jedna i sama krążyła, szukała, kwiliła. Bałam się, że wszystkie " nasze" zaginęły w drodze. Po tygodniu wreszcie pojawiły się pozostałe i prace budowlane ruszyły z kopyta. Powstało kilka gniazd, również w nowych miejscach - w stodole i u koziołków.
 

Budujemy...

Sprawdzę jak się siedzi...

Trzeba dołożyć jeszcze jedną słomkę

Gotowe, teraz tylko wyczyścić dzióbek



Już tu trochę ciasno...

Właściwie teraz powinnam zakończyć. Przecież i ten temat ( jak każdy ostatnimi czasy) przestaje być łatwy i przyjemny. My, ludzie nie zostawiamy ptaków w spokoju. Fundujemy wojnę - niezbyt widowiskową, ale za to skuteczną. Ptaków coraz mniej. Równowaga sił zachwiana została już dawno. I nic nie wskazuje na to, by był możliwy jakiś odwrót, otrzeźwienie, czy choćby zatrzymanie się w miejscu.
Z tym, co jeszcze pozostało, czego nie zdołaliśmy zniszczyć.
Czasem mam wrażenie, że jest już za późno. Globalne i katastrofalne zmiany środowiska i związane z tym znikanie gatunków fauny i flory są nieodwracalne, a próby powstrzymania zabójczego pędu, nikną w morzu indolencji panów tego świata.

Dzierzba gąsiorek - samiec

Wielu z nas stara się ocalić swoje małe, jeszcze prawdziwe miejsca, z uwagą i troską podchodząc do wszelkiego, również ptasiego życia. Obawiam się jednak, że to tylko oazy, wyspy rozsypane gdzieś po świecie, pozbawione możliwości wspólnego zatrzymania lawiny.

Za "wąsami" mazurek. Wiosna - gniazdo musi być.
Dzięcioł zielony


U mnie, w lesie jeszcze nie widzę zmian. A nawet pewne populacje rosną w siłę - choćby kopciuszki, mazurki czy jaskółki.
Z kolei w tym roku nie słychać derkaczy, które skrzeczały całymi nocami na łące pod oknem, nie dając spać. Gniazdowały tutaj jakieś dziesięć lat. Zniknęły, a ja tęsknię za ich głośnym "kreks, kreks"...
Trudno jednak porównywać to miejsce z innymi.  To teren parku krajobrazowego, gdzie są jeszcze całe połacie starodrzewu, młodniki i dużo nowych nasadzeń. 
Generalnie jednak w sprawie ptaków i reszty jest źle. To może głupio zabrzmi, ale martwię się i trudno mi jest zobaczyć jakieś wyjście, światełko, cokolwiek. Chociaż podpisuję petycje Avaaz, to i tak dominuje we mnie poczucie bezsensowności i bezsilności.
Coraz częściej nie mam siły czytać i słuchać ( nie mówiąc o oglądaniu !) o kolejnych bestialstwach wobec zwierząt, statkach śmierci, piętrowych hodowlach, wycinkach, katastrofach, ofiarach. Za dużo. Im więcej informacji, tym bardziej zwalają z nóg.
Nie, nie jestem ciągle smutna, nie chlipię po kątach. Przecież żyję, śpiewam, sieję i sadzę, doję, uśmiecham się...
Tylko coraz trudniej mi myśleć, że ten świat, taki jaki znamy lub jakiś trochę podobny, ma przed sobą przyszłość. Nie mam już w sobie optymizmu. I myślę, że na uniknięcie totalnej katastrofy jest już za późno. Obym się myliła.
A miałam tylko wstawić parę zdjęć...


P.S.
Tytuł posta to fragment piosenki - zwiastuna programu  "Zwierzyniec".