piątek, 20 września 2013

Nowe i Nowi

Tytułowe Nowe - to zwierzęta w naszym gospodarstwie, a Nowi - ludzie w sąsiedztwie.
Tegoroczne lato uraczyło nas  nowościami - a  zwierzaki to radosny nabytek.
Najważniejsza "nowa"  w naszym gospodarstwie to Senta - posokowiec bawarski.
Mąż oczywiście nie wytrzymał długo i już tydzień po odejściu Kaja zawitała w domu trzymiesięczna suczka przywieziona przez naszego znajomego słowackiego hodowcę.


Pierwsze tygodnie to było szaleństwo - jeszcze nie mieliśmy takiej rozrabiaki.
Do tego nasza stara Birka bardzo źle przyjęła małą, czułam, że będzie z nowym psem problem.
Stres to dla mnie duży - tym bardziej, że w swoim mniemaniu Birka mnie "chroni" więc nie bardzo mogę ją za to karcić.
Czekamy - jakoś muszą się porozumieć tym bardziej, że Senta to mądrala i czasem mam wrażenie, że to ona jak dorośnie będzie rządzić. Na razie doszliśmy do etapu chwilowych rozejmów - zwłaszcza na podwórku, a za chwilę ostrych ścięć - zwykle w kuchni. Mała znalazła sobie kryjówkę pod krzesłem i tam chowa głowę, reszta już się nie mieści - tak szybko rośnie.


 
Wspominałam już o koziołku, który przyjechał do nas w czerwcu. Kajtek bez przerwy  meczał z tęsknoty za swoimi dotychczasowymi towarzyszkami, a uspokajał się tylko wtedy, gdy ktoś przebywał w zasięgu jego wzroku i coś do niego mówił.
Cóż było robić - aby zaradzić tej rozpaczy na gwałt zaczęłam poszukiwania towarzystwa dla niego - musiał to być koziołek koniecznie bez rogów - tak żeby miały równe "szanse".
Udało się i już kilka dni później mąż pojechał pod Rzeszów ( kawał drogi ) po kolejnego "nowego" - Bartka.

                                                           Kajtek - jego zawadiackie oko i lok.

                                                                  Bartek

Kiedy Bartek wieczorem dołączył do Kajtka, ten natychmiast się uspokoił. Cały następny dzień zajęła im walka - tak mocno stukały się tymi bezrogimi głowami, że każdy miał krwawe ślady. Ale już drugiego dnia był spokój. Dogadały się i  śpią przytulone do siebie w tymczasowym pomieszczeniu w stodole - oczywiście mój lekko szalony mąż już zaczął budowę kolejnego nowego obiektu - tym razem dla tych dwóch koziołków. Koziołki zostają w naszej hodowli, którą mamy zamiar w przyszłości traktować nie  tylko jako miłe spędzanie czasu i przyjemność. Wszystko ku temu zmierza  I dlatego u nas wszystko na odwrót - najpierw wybuduje się to co potrzebne (?) kozom, a dopiero potem wykończymy nasz nowy, prawie gotowy dom. Już się z tym pogodziłam. W sumie to przecież mamy gdzie mieszkać - stary dom jeszcze stoi :))) Przeprowadzka do nowego domu spowoduje, że będziemy bliżej sąsiadów. Radość z nieodległych już przenosin mąci niepokój jakie będzie to bliskie sąsiedztwo. Zwłaszcza, że w  naszym przysiółku od zeszłego lata nastała względna cisza. W lipcu tamtego roku doprowadzona do ostateczności sąsiadka przeprowadziła ostrą rozmowę z właścicielem fabryki psów i w efekcie od tamtego czasu powrócił spokój - po siedmiu latach wysłuchiwania jazgotu kilkunastu yorków wreszcie znów poczuliśmy, że mieszkamy w środku lasu.    
I jak to w życiu bywa stary problem zniknął, a w zamian pojawił się inny.
Nowi - para prawników z miasta kupiła "kolejowy"domek. Od lutego przewijały się różne ekipy remontowe - hałasujące maszyny i pokrzykiwania pracowników umilały nam wiosnę.
Nowi sąsiedzi wraz z trójką dziewczynek przyjechali w ostatni weekend czerwca - i od tego czasu przez całe lato rzadko była chwila spokoju. Myślę jednak, że po pierwszym "zachłyśnięciu" się nowym miejscem, lasem i  nowym otoczeniem dzieci pewnie uspokoją się i będzie ciszej...
Jedno jest jednak pewne - już nie będzie tak, jak było. Nasz przysiółek został oszpecony - w środku lasu wyrósł płot - a raczej betonowy mur, którym sąsiedzi mieszkający najbliżej zagrodzili swoją łąkę.

  
                                       

Ten betonowy płot ponoć trochę tłumi hałas i nie wszystko słychać tak wyraźnie. Niestety wygląda wyjątkowo szpetnie.


PS.
Lipiec 2015 - to już trzecie lato z nowymi sąsiadami. Po czasie okazało się, że prawdziwa przyczyna powstania betonowego płotu jest zupełnie inna, a nowi sąsiedzi chociaż hałaśliwi okazali się sympatyczni...
Nie wszystko wygląda tak jak nam się na początku wydaje. Jak zwykle czas zweryfikował i tę sytuację. Ale o tym w jakimś innym poście, który być może powstanie niebawem...




poniedziałek, 2 września 2013

Pożegnanie lata



Już od kilku dni jaskółki zbierały się na drutach i wczoraj stało się - odleciały. Niechybny to znak rozpoczynającej się jesieni. Pewnie przyjdą jeszcze ciepłe dni, ale powietrze już ma inny kolor i zapach, a snujące się nad łąkami mgły wieczorne i poranne, potwierdzają nadejście jesiennego czasu.
Pracowite jaskółki w tym roku wyprowadziły dwa razy  potomstwo - najpierw pięć a później cztery jaskółeczki. I znowu postawiły na swoim w kwestii wyboru miejsca na gniazdo - koziarnia najwyraźniej im się spodobała. Na nic zdało się przeganianie i zamykanie drzwi - znalazły wejście przez uchylne okno otwierane na noc. Pewnego ranka zastaliśmy ulepione już do połowy gniazdko i  nie było wyjścia - przecież nie popsujemy tej pięknej i misternej roboty !
Tak więc przez całe lato jaskółki fruwały nad nami - czasem można było nawet wystraszyć się, gdy lecąc pikowały i celując prosto w głowę skręcały dopiero w ostatniej chwili . A jak krzyczały po swojemu, żeby im nie przeszkadzać w karmieniu młodych !

                                                       Ostatnia noc w gnieździe

Rano pięć jaskółek opuściło gniazdko. Potem spały gdzieś na okolicznych drzewach, a rankiem wylatywały na ćwiczenia w lataniu. Karmienie odbywało się już poza gniazdem.

Któregoś lata udało mi się zrobić zdjęcia śpiącym jaskółeczkom. Grzały się pewnie nawzajem wspominając czasy, gdy siedziały razem w gnieździe. Później widziałam, że już spały każda osobno, na różnych gałęziach orzecha.


Cztery małe jaskółki z tegorocznego drugiego lęgu na noc wracały do gniazda. Wieczorem dokładnie o ósmej godzinie wlatywały przez okno i układały się śmiesznie ogonkami na zewnątrz. Stare jaskółki przysiadały na uchylonym oknie i tak razem spędziły kilka nocy. Coś takiego widziałam po raz pierwszy - zazwyczaj, po wylocie z gniazda, nigdy już do niego nie wracały ! 


A więc żegnaj lato - witaj jesieni !
Dołączam adekwatny do dzisiejszego tekstu jeden z dawno napisanych wierszy.                    

                                                   wielkimi krokami
                               zbliżał się 
                               wiatr
                               z gromadką rozbawionych liści
                               groźnie marszcząc brwi
                               krzyknął 
                               ku niesfornym olchom
                               przemknął
                               obok biało rozgadanych brzóz
                               opowiedział
                               zielony żart świerkom
                               i pobiegł
                               z jesienną nowiną przez łąki

                               las śmiał się jeszcze...
                               tylko klon
                               zarumienił się
                               i szepnął
                               ...jesień to poważna sprawa