wtorek, 31 grudnia 2019

Harmonia

Nieuchronnie nastał czas podsumowań. Siłą rzeczy zastanawiamy się nad tym, co spotkało nas w tym kończącym się roku i co też przyniesie kolejny.
Gdybym miała jednym słowem określić to jak przebiegł mój 2019-ty, to myślę, że najbardziej odpowiednie byłoby - harmonia.
Pomimo różnych zdarzeń nieprzyjemnych, pomimo okoliczności zewnętrznych, które dotyczą nas wszystkich i nie można nigdzie przed nimi uciec, to w zasadzie ten rok przebiegł w naszym stadzie harmonijnie. Poukładały się różne sprawy w domu i w zagrodzie. Nie wszystkie oczywiście, generalnie jednak kończę ten rok z poczuciem harmonii właśnie.
Czego Wam drodzy zaglądający tutaj Czytelnicy życzę. I niech ten 2020 przyniesie dużo radości, niech spełnią się marzenia, zrealizują zamierzenia, a zdrowie dopisuje.   Do siego roku !



środa, 30 października 2019

No to jestem...

czekałaś ? Wiem, że tak. Postanowiłam być taka całkiem normalna. Trochę ciepła, trochę chłodna i nieco zamglona, trochę przymrożę, ale i podleję. Zawieję też tylko trochę, tak akurat, żeby nie było, że zapomniałam o koledze wietrze. Rzucę kolorami, a potem spłowieję, zabiorę ptaki, ale przyprowadzę inne. Tak lubisz, prawda ?  Dlaczego więc nic nie piszesz o mnie ? No to co, że już wszędzie napisali. Przecież ja i tak dla każdego jestem inna.  Pokaż może chociaż parę zdjęć, bo w przyszłym roku na pewno przyjdę odmieniona. I zapomnisz jaka byłam teraz.








     









środa, 5 czerwca 2019

Maj ... i po maju


Wyczekiwany z utęsknieniem, piękny i zawsze inny, tegoroczny przyniósł wiele emocji i upragnione deszcze. W naszym wybitnie suchym leśnym zakątku majowe mżawki i ulewy wreszcie napoiły łąki do syta. Cieszy oko soczysta zieleń traw, bujnych i gęstych. Już nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam  taką obfitość, z roku na rok tylko przybywało suchych połaci, a trawa rosła rachityczna i niewysoka. 

Wreszcie jest co kosić, choć to dość dziwnie brzmi ...


A i schować się też można ...
 

Dla porównania - 11.06.2018 to samo miejsce

Wiosna toczyła się swoim torem i bardzo pracowicie.
Z końcem kwietnia i w maju okociło się pięć kóz. Wynik - siedem koźląt, Pepsi, Berta i Emilia po jednej kózce, Bella - dwie kózki, tylko Pipsi się wyłamała i obdarowała nas koziołkami.
Jest jeszcze Petra, która ma termin 7 czerwca. Mam nadzieję, że pójdzie tak jak u innych - szybko i bez kłopotów. Oczywiście na początku trzeba pilnować jedynaczek, które zwykle piją tylko z jednej strony, drugą pozostawiając nam do dojenia. Ale w końcu i o to chodzi - o to wyczekane mleko !

Kwietnioki - Elka, Bernadeta i dwa białasy - Max  i Moritz

i Majoki ...

... jeszcze bezimienne

Poza tym, żeby nie było mi zbyt nudno, to w ostatnim tygodniu maja miałam wizytę Szwedów z firmy, z którą współpracujemy, a na dokładkę wystawialiśmy operę w Filharmonii.
A ogród też nie czekał. Wymęczyłam go w wolnych chwilach, a rezultaty pokażę w kolejnym wpisie. Najważniejsze, że wreszcie zorganizowałam pomidorom porządne miejsce, myślę, że takie upalne, suche lato jak ubiegłoroczne chyba się nie powtórzy, poza tym zawsze im lepiej pod dachem, choćby foliowym. Prawdziwa szklarnia w planach, nie wiem jeszcze jak bliskich.

 


16 kwietnia pożegnaliśmy się z naszą 15 letnią Birką. Nie chciałam tak szybko nowego psa, jednak Senta wpadła w taką depresję, że trzeba było na gwałt szukać jej towarzystwa. No i jest. 

Cześć, jestem Terry, bo podobno mam w sobie coś z teriera...

A Senta zawsze wydawała mi się niezbyt duża :)
 
 


Teraz przyszedł czas na delektowanie się czerwcem z jego długimi wieczorami, śpiewem ptaków, mnóstwem kolorów i zapachów.  I już nie takim pracowitym !

Drozd - śpiewak wybitny

PS
Petra dzisiaj rano przywitała nas świeżutkimi koźlętami. Bezproblemowo. Hurra !  

piątek, 12 kwietnia 2019

Dzisiaj - G.B. Pergolesi



      Giovanni Battista Pergolesi to włoski kompozytor epoki baroku, który żył tylko 26 lat, a całe jego krótkie istnienie naznaczone było cierpieniem. Kilka dni przed śmiercią ukończył  swoje wiekopomne dzieło - Stabat Mater. 

     Dwieście pięćdziesiąt  lat później pewna studentka usłyszała gdzieś fragment tego utworu - Stabat Mater dolorosa ( Stała Matka bolejąca).
Odtąd nic nie było takie jak przedtem. Dźwięki poruszyły zapomniane i ukryte głęboko struny, już nie wystarczały skądinąd świetnie opracowane standardy jazzowe, będące specjalnością akademickiego chóru, w którym śpiewała.
Trzeba było pójść dalej, inną drogą, podążyć za muzyką, która wyszła spod pióra umierającego geniusza.

Dzisiaj wieczorem koncert, wykonamy Stabat Mater. To, które niegdyś zmieniło moje życie.  




 Część pierwsza - "Stabat Mater dolorosa" w interpretacji doskonałej i najbliższej memu sercu -
Philippe Jaroussky i Julia Lezhneva wraz z I Barocchisti - dyryguje Diego Fasolis.

PS
Giovanni Battista i ja urodziliśmy się tego samego dnia - 4 stycznia.



piątek, 1 lutego 2019

Noworocznie jeszcze...


Rok rozkręcił się już na dobre i jak zawsze obyło się bez szczególnych i spektakularnych postanowień z tej okazji. Plany owszem jakieś są, ale to nie to, że np. rzucę palenie ( nie palę ), albo nie będę jeść słodyczy ( jem ! ), schudnę, będę systematycznie robić coś, czego dotąd nie robiłam i tym podobne...
Jednak tego roku jest inaczej, ponieważ mam jedno noworoczne postanowienie - odgrodzić się murem od wszelkich negatywnych informacji i emocji. Skupiać się wyłącznie na pozytywach i radościach.  Nie dać się owładnąć ponurym wieściom docierającym zewsząd i zatruwającym umysł.
Emigracja wewnętrzna - termin funkcjonujący w zamierzchłych czasach komuny, teraz wraca - przynajmniej ja tak się czuję. Postanowiłam emigrować z tego podłego świata w maksymalnym stopniu.
Oczywiście wiem, że nie można całkiem, bo przecież praca, miasto, potrzeb zaspokajanie etc. Jednak usilnie postaram się wszystkie myśli i działania kierować wyłącznie na optymistyczne tory. W moim przypadku to muzyka, zwierzęta, ogród i przyroda wokół.
Może to jest utopia, tchórzostwo lub ułuda, nie wiem, ale czuję, że teraz już muszę.
I spróbuję.

Jeszcze zimowo, ale już niedługo...

 Wiadomość na dzisiaj - rankiem usłyszałam wiosenne, radosne i donośne świergolenie sikorek ! 

  

piątek, 11 stycznia 2019

2018


Rozpoczynając nowy rok lubię zrobić podsumowanie poprzedniego. Skrótowe i głównie w obrazkach,  jednak stanowi jakąś cezurę, pozwala na symboliczne zamknięcie tego, co było i już nie wróci. A gdy zatrą się w pamięci poszczególne miesiące, wydarzenia, dni, radości i smutki, to tutaj zostanie po nich ślad.
 
Rok 2018 pożegnałam z ulgą, nie był łatwy z różnych względów. Zresztą czy są w ogóle takie lata, gdy wszystko idzie jak z płatka ? Zycie zawsze przecież obfituje w niespodzianki, niekoniecznie miłe. Tylko może w niektórych okresach nagromadzenie kłopotów, trudności, podejmowanie wyzwań i ważnych decyzji  nasila się, tak jak było w moim roku 2018. Jednak było w nim przecież także dużo radości, spokoju, muzyki, rozmów, śmiechu, pięknych zmierzchów i poranków - wszystkich tych dobrych chwil, dzięki którym chce się żyć i z ciekawością czeka na kolejny dzień.

Styczeń - wielkie zamieszanie w koziarni - narodziny i śmierć.

Bambi i Balbina - córki Barbie


Frania córka Feli
Amanda córka Amelki
Małe Pauli - Pankracy i Pamela


O tym, co się działo w koziarni pisałam w poście "Czarne chmury", nie chcę do tego wracać, bo to bolesne wspomnienia.

Luty - wielkie burzenie i wielkie mrozy.
 
 
 

6.02. - 15 stopni o poranku


 Marzec - zima nie odpuszcza, druga odsłona kłopotów w koziarni  i Józef Elsner.

Kowalik

Czyż
W marcu nadal mroźno, ze stołówki korzystały również inne niż zwykle ptaki. Za wcześnie przyleciały a tu zima.

Kos, mazurek i trznadle

Rudzik

Józef Elsner
W marcu wykonaliśmy  Passio Domini Nostri Jesu Christi op. 65 Józefa Elsnera.

Kwiecień - zdrowotne zawirowania i wielkie sprzątanie, ale już wiosna.

 
 

W połowie kwietnia mąż miał operację przepukliny, która wyłączyła go ze wszystkich prac gospodarskich na dwa miesiące ... a ja rozwikłałam zagadkę swojego złego samopoczucia, umysłowego otępienia i totalnego zmęczenia - no cóż, borelioza.
Pod koniec kwietnia resztę rzeczy ze zwalonej stodoły i obory trzeba było wystawić do wywiezienia. Na szczęście nie robiłam tego sama. Wcześniej wywieźli elektrośmieci i trochę różnych gratów. Ale i tak jeszcze kupa leży do dzisiaj. Tegorocznej wiosny na pewno znowu sprawdzę siłę swoich mięśni ;)

Jaskółki wlatują do domu - to już na pewno wiosna :)

  Maj - ogród, gospodarstwo i wizyty niezidentyfikowanych.

Co to za ćma ?

Towarzyszka moich wiosennych zmagań ogrodowych






CZERWIEC - płoty, obornik, sianokosy i Wolfgang Amadeusz Mozart.






Ostatnie chwile koziołków za starym płotem. Koniec ucieczek i przypadkowych ciąż.

Udało się - koziarnia gruntownie wysprzątana, zdezynfekowana, pobielona i przerobiona.

Mąż przerobił paśniki, poprzednie były za wysokie i trudno było mi wrzucać do nich siano.
Rękopis - Msza C-dur Koronacyjna - Kyrie

Sianokosy też jakoś szły - pogoda dopisała. Siana może wystarczy, zobaczymy. Dokupiliśmy rurę, którą siano wlatuje na górę - wialnia to chyba tak się nazywa - i siano jest na strychu w nowej stodole.
Kosił łąki i zbierał  mój uparty Góral ( chociaż krzyczałam na niego, że to zbyt wcześnie po operacji i lepiej siano kupić ), a ja trochę pomagałam w ładowaniu na wialnię.

 Lipiec - Birka, domowo i nadal sianokosy.

Dudek

W lipcu zrobiłam sobie domowy urlop - tzn. nigdzie nie pojechałam. Przyczyn było kilka, poza tym mam już problem z jedzeniem czegokolwiek poza domem. Zeszłego roku nad morzem prawie nic nie jadłam - nie mogłam - wszystko dziwnie pachnie i ma chemiczny smak.

Dzierzba gąsiorek - młoda/y





Zachorowała Birka. Po badaniach okazało się, że ma kilka guzów na wątrobie. Postanowiliśmy oszczędzić jej biopsji i operacji, bo ma już 14 lat. Leczenie resweratrolem oraz innymi specyfikami daje bardzo dobry efekt. Po USG okazało się, że guzy nawet zmniejszyły się.
Proporcjonalnie do poprawy zdrowia wzrasta Birce poziom wredności w stosunku do Senty.
Na szczęście są godziny bez kłapania zębami, warczenia i szczeków, lubią się na wspólnych spacerach, a poza tym Birka dużo śpi, w końcu to stary pies.


Sierpień - gorące lato, kozy i plony.

Rośniemy ładnie, choć bez mamy - Balbina i Bambi
Najładniejsza - czarnobrzucha Frania
Ja Berta,  umiem rogiem poskrobać się po kopytku
 






 Wrzesień - wielkie przerabianie, ciągle te kozy i Józef Elsner - Kantata.

O, ale fajna, nowa łąka
 


Okrężną drogą, lasem stado dotarło i tutaj. Trzeba było przepędzić.

I tak co kilka dni
 
Pierwsza rabatka - zaczęłam w maju, a teraz wygląda tak...


... i bardzo mnie cieszy


 Październik - wreszcie ruja bez nerw, wyprawy do lasu, nadal przerób i Jan Maklakiewicz ( Msza Polska).


Tam osiemnaście kóz czeka, a ja za kratami, ot życie

Ja pierwsza - Frida

Sikora uboga


Trawa na łąkach już licha, za to żołędzi i liści dostatek




 Listopad - lato jesienią i spacery z kozami.


Uratowana przed bielinkiem brukselka

i kapusta

A my tu nadal w gotowości

Kwitnie ślaz i inne zioła, kwiaty również


12.11.2018

Idziemy ?


No to idziemy...

... a teraz biegniemy, goń nas !


Senta to już pies prawie pasterski


Grudzień - susza, czekamy na zimę i nowy ptak.

Przydałaby się porządna, śnieżna zima

Krogulec


Pewnego dnia ptaki nie pojawiły się rano w swojej stołówce. Wyszłam sprawdzić co się dzieje, a tu siedzi taki osobnik. Przeganiałam, ale wracał. Powiesiłam czerwoną szmatę na kiju - wystarczyło na tydzień. Teraz pojawia się co kilka dni. Nie wiem, co z nim zrobić.

Ostatni zachód słońca w 2018 roku
I tak oto nie wiadomo kiedy przeleciał kolejny rok. Był z pewnością bogaty - w wydarzenia i nowe zadania.  A jaki będzie 2019 ? Zobaczymy.



Wszystkim drogim Czytelnikom życzę dobrego roku. Niech spełnią się marzenia, zrealizują plany, a zdrowie dopisuje. Dziękuję za odwiedziny, komentarze i za to, że jesteście tutaj, chociaż tak rzadko piszę.