piątek, 5 maja 2017

Święto Pracy


1 maja uczciliśmy godnie - wreszcie zaczęliśmy porządkować łąkę przeznaczoną na ogród.
Sprzęt wjechał, dzielny traktorzysta jakoś dawał radę, a ja cieszyłam się, że zaczęliśmy wreszcie coś robić. Chociaż gdy sobie pomyślę o ogromie pracy, która przede mną, to trochę mina mi rzednie. Jednak zaraz myślę sobie, że przecież muszę - jeżeli chcę mieć wyłącznie swoje warzywa i owoce.

Belki, beton, czegóż tam nie ma...

Pierwsze przygotowania polegały na zlikwidowaniu skrzyń, które postawiłam zeszłego roku. Teraz trzeba było je opróżnić i wstawić pod dach, aby wyschły. Zrobiłam to już wcześniej po jednej, lub po dwie - kiedy miałam czas. Przed ustawieniem ich w docelowym miejscu zabezpieczę drewno, wyłożę  folią od wewnątrz i przybiję siatkę metalową od spodu. Plastikowa na krety nie sprawdziła się, nornice zrobiły dziury i podjadały marchewki.

Skrzynie już pod dachem

Wywalone.. robota głupiego, teraz trzeba na nowo zapełnić ;)


Kolejna praca to wygrzebanie resztek desek, drewna, dachówek i innych śmieci, które zarosły już trawą.
Zaczęłam to robić i myślałam, że pójdzie szybko - ale nie, drewno rozmnożyło się chyba przez pączkowanie, co rusz odkrywam nową, porośniętą trawą kupkę.

Cudownie rozmnożone...

A trzeba było zrobić to od razu. Sprzątnąć w czasie budowy. Teraz mam ...

Stara szklarnia została przeznaczona do likwidacji, na jej miejscu powstanie wiata na sprzęt i siano. Nową zaczęliśmy składać, a to przecież ostatni moment, jeżeli coś ma w niej wyrosnąć. I przez to w tym roku jak nigdy nie mam jeszcze ani rzodkiewki, ani sałaty, po prostu totalna posucha. W starej szklarni nic nie robiłam, bo już, już miała być rozwalona. Stoi oczywiście jeszcze do dzisiaj... Skrzynie zlikwidowane, bo powędrują na inne miejsce. Nowa szklarnia jeszcze nie gotowa. Mam ochotę krzyczeć ! Dobrze, że pokrzywa, perz i podagrycznik rosną sobie same,  przynajmniej mam trochę zieleniny.




Za pięć (?) lat na tej łące będzie ogród. Widzę go :)