Ostatnio coraz częściej uciekam myślami od rzeczywistości. Chociaż od lat staram się budować swój świat, to jeszcze nigdy nie był on mi tak potrzebny jak teraz. Nie, nie mam depresji, nie jestem też chora ( mam nadzieję ). Po prostu życie i jego rwący nurt nużą mnie ostatnio tak bardzo, że szukam ucieczki.
Jestem szczęśliwa, że mieszkam w takim miejscu, które umożliwia zapomnienie. Wystarczy wyjść z domu i już jestem otoczona ciszą, lasem, przyrodą. Daleko od hałasu, ludzi, informacji i całego tego bezsensownego zgiełku. Do tego moje kozy - pocieszycielki, zajmowanie się nimi jest ratunkiem i ucieczką przed złowieszczymi informacjami jakich coraz więcej dostarcza nam świat.
Blogosfera również daje wiele nowych możliwości, a przekonałam się o tym za sprawą Olgi Jawor piszącej wraz z Cezarym wspaniałego bloga Pod tym samym niebem. Ola to niezwykle twórcza autorka wierszy, opowiadań i baśni. Jedną z nich postanowiła oddać nam - czytającym - i ogłosiła konkurs na zakończenie, czy też raczej na dokończenie pewnego baśniowego wątku. "Uratuj miasteczko - baśniowe Miasteczko Odnalezionych Myśli czekało na pomoc. Przeczytałam Olgi zaproszenie do konkursu i zaraz pomyślałam - szkoda, ale nie jest dla mnie - termin do poniedziałku jest w moim przypadku zbyt krótki. W domu nie mam komputera, no i pewnie nie zdążę nic sensownego napisać.
Jednak myśli o tym jak uratować Miasteczko towarzyszyły mi od piątku i nie mogłam się od nich uwolnić.
I tak w czasie sobotnich zajęć zamiast mielić w głowie inne problemy, uciekałam myślami daleko w baśniowe krainy, gdzie wszystko wydaje się możliwe..
Poniedziałek w pracy okazał się dość luźny i po południu stwierdziłam, że może jednak szkoda koziego dziecka, instrumentu i czarnego ptaka, które towarzyszyły mi przez niemal dwa dni. Miałyby przepaść na zawsze ?
Postanowiłam napisać tyle, ile zdążę i wysłałam - surowy, niedokończony tekst. Myślałam, że posłuży on tylko jako ewentualna kanwa lub inspiracja, a Olga wybierze z propozycji jakieś wątki, które ubarwi czy wykorzysta - bo tak wyobrażałam sobie ideę tego konkursu.
A tu niespodzianka - mój pomysł, oraz tekst Basi W. spodobały się na tyle, że Olga opublikowała po poprawkach obydwie propozycje - jako dwie niezależne gałęzie baśniowego drzewa.
Baśń rośnie nadal za sprawą jej niesamowitej autorki Olgi. A ja i Basia W. zostałyśmy uhonorowane dodatkowo w ramach nagrody i zaistniałyśmy jako jedne z postaci. Gdy o tym myślę, zawsze uśmiecham się i czekam z ciekawością jak potoczą się losy Andzi P. pisane fantazją i piórem Oli.
I nadal będę się uśmiechać, a wszystkim niespokojnym, poszukującym czy zagniewanym życzę, aby umieli uciekać myślami gdzieś w jakiś inny świat.
Dopóki ten nasz - prawdziwy - nie stanie się spokojniejszy, lepszy i przyjazny.
Wszystkim towarzyszącym "zapiskom spod lasu" drogim Czytelnikom w nadchodzącym Nowym Roku życzę zdrowia, spokoju, spełnienia marzeń i realizacji planów ! Dziękuję za wspólnie spędzony czas oraz miłe komentarze.
A teraz ku pamięci - to co napisałam ( poprawione i dokończone tym razem) z dopiskami Olgi ( niebieskim kolorem). Początek jak i ciąg dalszy baśni znaleźć można oczywiście u pomysłodawczyni i autorki Pod tym samym niebem
Wróciła
, wróciła - Bartłomiej biegł przez miasteczko głosząc radosną wieść.
Mieszkańcy wychylali się z okien, a inni dołączali i biegli dalej razem z
drwalem. W końcu zebrała się cała gromada i tak wszyscy dotarli do Gospody Pod Złotym Liściem.
Hanna i Wędrowiec wyjrzeli przestraszeni hałasem.
- Cóż się stało , skąd ta wrzawa ?
- Wróżka Konstancja wróciła. Zaraz tu będzie - krzyczał uradowany tłum mieszkańców.Hanna i Wędrowiec wyjrzeli przestraszeni hałasem.
- Cóż się stało , skąd ta wrzawa ?
- Ale
zacznę od początku. Pewnego dnia gdy jak zwykle siadłam przy naszej
cudownej fontannie, nagle krople wody zaczęły ciemnieć, aż nabrały
czarnego koloru. Krople zaczęły układać się w linie, a linie w litery.
Gdy ujrzałam słowa zamarłam. Przeczytałam ...
- Co, co przeczytałaś - zakrzyknęli przerażeni opowieścią Wróżki.
- Co, co przeczytałaś - zakrzyknęli przerażeni opowieścią Wróżki.
- Powiem wam. Krople ułożyły się w napis:
" Świat
już niedługo pogrąży się w mroku. I wy mieszkańcy tego miasteczka razem z
nim. Powoli znikać będą wszyscy jeden po drugim. Najpierw odejdą w mrok najsłabsi, potem najmądrzejsi, a na samym końcu najstarsi. Uratować świat może tylko kozie dziecko, które zagra melodię na
instrumencie z drzewa wyrosłego na szczycie najwyższej skały za sprawą
czarnego ptaka.
Szukajcie ...a i tak nigdy nie znajdziecie..."
Szukajcie ...a i tak nigdy nie znajdziecie..."
I rozległ się złowieszczy chichot, a czarne krople opadły na bruk i zniknęły. Fontanna wyschła.
- Dlaczego nie powiedziałaś nam o tym wcześniej ?
W gospodzie zapadła cisza.
W końcu Wędrowiec powiedział
- Przecież musi być jakiś sposób. gdzieś na pewno znajdziemy kozie dziecko, a czarny ptak zaprowadzi nas do drzewa na skale. Musimy uratować nasze miasteczko.
- Ale jak to zrobić ? Czy to w ogóle możliwe ? Kozie dziecko grające na instrumencie ? Gdzie szukać drzewa na skale ?- jeden przez drugiego wołali zgromadzeni w gospodzie mieszkańcy miasteczka.
- Podzielmy
się na grupy, wtedy łatwiej będzie nam szukać i wędrować. Kiedy po określonym czasie
zgromadzimy się tutaj, powiemy co znaleźliśmy i o czym usłyszeliśmy. Razem na pewno wymyślimy
jakieś rozwiązanie i uratujemy nasze miasteczko.
I tak zrobili.
Kiedy wędrując dzielili się zasłyszanymi opowieściami okazało się, że w grupie poszukującej koziego dziecka jest
pewien starzec, który słyszał o samotnej kobiecie mieszkającej daleko w lesie. Wróżka ominęła to miejsce ukryte i niedostępne.
Ruszyli więc na poszukiwania.
I
znaleźli - przycupniętą za rozległymi bagnami, schowaną w głębokich śniegach maleńką chatkę, w której mieszkał
chłopczyk i koza z koźlęciem. Chłopiec bawił się z koźlęciem a wszyscy
ze zdziwieniem ujrzeli, ze pije mleko z koziego wymienia. Ach to jest
kozie dziecko !
Wówczas z chatki wyłoniła się matka chłopczyka i opowiedziała im jak to gdy syn był mały zachorowała i nie mogła się ruszać. Ostatkiem sił pokazała dziecku, że może pić razem z koźlątkiem. Potem na długie godziny zaniemogła, a gdy się ocknęła okazało się, że synek jest zdrowy i najedzony. I tak to sama nazywała czasem swego synka " kozim dzieckiem". I dalej pozwalała mu pić z koziego wymienia.
Wówczas z chatki wyłoniła się matka chłopczyka i opowiedziała im jak to gdy syn był mały zachorowała i nie mogła się ruszać. Ostatkiem sił pokazała dziecku, że może pić razem z koźlątkiem. Potem na długie godziny zaniemogła, a gdy się ocknęła okazało się, że synek jest zdrowy i najedzony. I tak to sama nazywała czasem swego synka " kozim dzieckiem". I dalej pozwalała mu pić z koziego wymienia.
- Ach, więc mamy kozie dziecko - uradowali się mieszkańcy miasteczka.
Chodźcie z nami - bez was nie uratujemy miasteczka.
I wyruszyli razem w drogę Kobieta, Kozie dziecko , koza, koźlątko i grupa wędrowców.
W tym samym czasie inni zastanawiali się jak znaleźć drzewo a przede wszystkim czarnego ptaka.
Po naradzie postanowili odszukać wszystkie czarne ptaki. Odnaleźli kosa, czarnego dzięcioła, wronę i kawkę, lecz żadne z nich nic nie wiedziało o drzewie rosnącym na niedostępnej skale.
Tylko najstarszy z gawronów poradził wędrowcom, aby zapytali największego czarnego ptaka - sędziwego kruka. który być może zna odpowiedź.
Udali się więc do kruka i zapytali
- Kruku, najmądrzejszy z ptaków, czy słyszałeś o drzewie rosnącym na wysokiej skale ?
A kruk zastanowił się, przechylił głowę i zakrakał
- Gdy byłem jeszcze młody latałem do orzechowego lasu. Jest taki tylko jeden na świecie, hen za wysokimi górami. Tam rosną orzechowe drzewa niezwykłej urody, rodzące ogromne owoce.
Nieraz chciałem przynieść do gniazda te wielkie orzechy, ale niestety były za duże. Tylko raz udało mi się jeden uchwycić w dziób, lecz gdy leciałem nad górami upuściłem go. Być może to z tego orzeszka wyrosło drzewo. Spróbujcie, może uda wam się je odnaleźć.
Uradowani opowieścią mieszkańcy czym prędzej udali się na poszukiwania.
Była to długa i męcząca wędrówka. Kiedy wydawało się, że dalej już nie mogą iść, jeden z młodzieńców zauważył wysoko na stromej skale koronę drzewa.
- Idź sam - powiedzieli mieszkańcy, my już nie damy rady wspinać się tak wysoko.
Była to długa i męcząca wędrówka. Kiedy wydawało się, że dalej już nie mogą iść, jeden z młodzieńców zauważył wysoko na stromej skale koronę drzewa.
- Idź sam - powiedzieli mieszkańcy, my już nie damy rady wspinać się tak wysoko.
Kiedy
młodzieniec dotarł pod drzewo ono zdumione jego widokiem zapytało
- Co cię sprowadza na te niedostępne szczyty, żaden śmiałek nigdy tutaj jeszcze nie dotarł.
Młodzieniec opowiedział o Miasteczku, klątwie, o poszukiwaniach i poprosił drzewo o ratunek.
Wzruszony opowieścią sędziwy orzech upuścił jedną ze swych poskręcanych gałęzi, a ona upadając roztrzaskała się na kawałki. Kawałek drewna wyglądający jak malutka fujarka upadł prosto pod nogi młodzieńca.
- Ach, to musi być ten czarodziejski instrument - wykrzyknął uradowany, chwycił drewienko i najszybciej jak umiał wrócił do grupy wędrowców.
Rozradowani udali się do Gospody Pod Złotym Liściem, gdzie już czekała reszta mieszkańców.
- Co cię sprowadza na te niedostępne szczyty, żaden śmiałek nigdy tutaj jeszcze nie dotarł.
Młodzieniec opowiedział o Miasteczku, klątwie, o poszukiwaniach i poprosił drzewo o ratunek.
Wzruszony opowieścią sędziwy orzech upuścił jedną ze swych poskręcanych gałęzi, a ona upadając roztrzaskała się na kawałki. Kawałek drewna wyglądający jak malutka fujarka upadł prosto pod nogi młodzieńca.
- Ach, to musi być ten czarodziejski instrument - wykrzyknął uradowany, chwycił drewienko i najszybciej jak umiał wrócił do grupy wędrowców.
Rozradowani udali się do Gospody Pod Złotym Liściem, gdzie już czekała reszta mieszkańców.
Wędrowiec czym prędzej wziął dłutko i drżącymi z przejęcia dłońmi wyrzeźbił maleńki instrument. Wszyscy zgromadzeni wstrzymali oddech w napięciu. Syn Kobiety z bagien popatrzył na mieszkańców miasteczka, na swoja przejętą tym wszystkim matkę a wreszcie na kozy, swych zwierzęcych przyjaciół. One spoglądając mu wiernie w oczy zameczały, jak gdyby chciały dodać chłopcu wiary i sił.
Widząc to Kozie dziecko uśmiechnęło się promiennie a potem zagrało najpiękniejszą melodie na zaczarowanej fujarce...
Wtedy powiał tajemniczy, radosny wiatr. Przez otwarte okno gospody wpadły do wewnątrz kolorowe, wesołe liście, zakręciły młynka u powały a potem szeleszcząc niczym klucz wielobarwnych ptaków wyfrunęły na zewnątrz. zdawało się, iż zapraszają wszystkich by pobiegli za nimi. Kto żyw wybiegł więc z gospody.
Wróżka Konstancja uniosła się w powietrze i łopocąc długa spódnicą poleciała na rynek miasteczka. Dotarła tam pierwsza. I płacząc ze wzruszenia ujrzała, że z fontanny znowu tryskają kaskady magicznej wody a w studni perlą się kropelki dobrych życzeń. Wokół fontanny trzymając się za ręce tańczyli zaginieni do niedawna mieszkańcy. A na to wszystko z nieba spływały ogromne gwiazdeczki śniegu.
Widząc to Kozie dziecko uśmiechnęło się promiennie a potem zagrało najpiękniejszą melodie na zaczarowanej fujarce...
Wtedy powiał tajemniczy, radosny wiatr. Przez otwarte okno gospody wpadły do wewnątrz kolorowe, wesołe liście, zakręciły młynka u powały a potem szeleszcząc niczym klucz wielobarwnych ptaków wyfrunęły na zewnątrz. zdawało się, iż zapraszają wszystkich by pobiegli za nimi. Kto żyw wybiegł więc z gospody.
Wróżka Konstancja uniosła się w powietrze i łopocąc długa spódnicą poleciała na rynek miasteczka. Dotarła tam pierwsza. I płacząc ze wzruszenia ujrzała, że z fontanny znowu tryskają kaskady magicznej wody a w studni perlą się kropelki dobrych życzeń. Wokół fontanny trzymając się za ręce tańczyli zaginieni do niedawna mieszkańcy. A na to wszystko z nieba spływały ogromne gwiazdeczki śniegu.
Nagroda - rarytasy Olgi |