piątek, 11 stycznia 2019

2018


Rozpoczynając nowy rok lubię zrobić podsumowanie poprzedniego. Skrótowe i głównie w obrazkach,  jednak stanowi jakąś cezurę, pozwala na symboliczne zamknięcie tego, co było i już nie wróci. A gdy zatrą się w pamięci poszczególne miesiące, wydarzenia, dni, radości i smutki, to tutaj zostanie po nich ślad.
 
Rok 2018 pożegnałam z ulgą, nie był łatwy z różnych względów. Zresztą czy są w ogóle takie lata, gdy wszystko idzie jak z płatka ? Zycie zawsze przecież obfituje w niespodzianki, niekoniecznie miłe. Tylko może w niektórych okresach nagromadzenie kłopotów, trudności, podejmowanie wyzwań i ważnych decyzji  nasila się, tak jak było w moim roku 2018. Jednak było w nim przecież także dużo radości, spokoju, muzyki, rozmów, śmiechu, pięknych zmierzchów i poranków - wszystkich tych dobrych chwil, dzięki którym chce się żyć i z ciekawością czeka na kolejny dzień.

Styczeń - wielkie zamieszanie w koziarni - narodziny i śmierć.

Bambi i Balbina - córki Barbie


Frania córka Feli
Amanda córka Amelki
Małe Pauli - Pankracy i Pamela


O tym, co się działo w koziarni pisałam w poście "Czarne chmury", nie chcę do tego wracać, bo to bolesne wspomnienia.

Luty - wielkie burzenie i wielkie mrozy.
 
 
 

6.02. - 15 stopni o poranku


 Marzec - zima nie odpuszcza, druga odsłona kłopotów w koziarni  i Józef Elsner.

Kowalik

Czyż
W marcu nadal mroźno, ze stołówki korzystały również inne niż zwykle ptaki. Za wcześnie przyleciały a tu zima.

Kos, mazurek i trznadle

Rudzik

Józef Elsner
W marcu wykonaliśmy  Passio Domini Nostri Jesu Christi op. 65 Józefa Elsnera.

Kwiecień - zdrowotne zawirowania i wielkie sprzątanie, ale już wiosna.

 
 

W połowie kwietnia mąż miał operację przepukliny, która wyłączyła go ze wszystkich prac gospodarskich na dwa miesiące ... a ja rozwikłałam zagadkę swojego złego samopoczucia, umysłowego otępienia i totalnego zmęczenia - no cóż, borelioza.
Pod koniec kwietnia resztę rzeczy ze zwalonej stodoły i obory trzeba było wystawić do wywiezienia. Na szczęście nie robiłam tego sama. Wcześniej wywieźli elektrośmieci i trochę różnych gratów. Ale i tak jeszcze kupa leży do dzisiaj. Tegorocznej wiosny na pewno znowu sprawdzę siłę swoich mięśni ;)

Jaskółki wlatują do domu - to już na pewno wiosna :)

  Maj - ogród, gospodarstwo i wizyty niezidentyfikowanych.

Co to za ćma ?

Towarzyszka moich wiosennych zmagań ogrodowych






CZERWIEC - płoty, obornik, sianokosy i Wolfgang Amadeusz Mozart.






Ostatnie chwile koziołków za starym płotem. Koniec ucieczek i przypadkowych ciąż.

Udało się - koziarnia gruntownie wysprzątana, zdezynfekowana, pobielona i przerobiona.

Mąż przerobił paśniki, poprzednie były za wysokie i trudno było mi wrzucać do nich siano.
Rękopis - Msza C-dur Koronacyjna - Kyrie

Sianokosy też jakoś szły - pogoda dopisała. Siana może wystarczy, zobaczymy. Dokupiliśmy rurę, którą siano wlatuje na górę - wialnia to chyba tak się nazywa - i siano jest na strychu w nowej stodole.
Kosił łąki i zbierał  mój uparty Góral ( chociaż krzyczałam na niego, że to zbyt wcześnie po operacji i lepiej siano kupić ), a ja trochę pomagałam w ładowaniu na wialnię.

 Lipiec - Birka, domowo i nadal sianokosy.

Dudek

W lipcu zrobiłam sobie domowy urlop - tzn. nigdzie nie pojechałam. Przyczyn było kilka, poza tym mam już problem z jedzeniem czegokolwiek poza domem. Zeszłego roku nad morzem prawie nic nie jadłam - nie mogłam - wszystko dziwnie pachnie i ma chemiczny smak.

Dzierzba gąsiorek - młoda/y





Zachorowała Birka. Po badaniach okazało się, że ma kilka guzów na wątrobie. Postanowiliśmy oszczędzić jej biopsji i operacji, bo ma już 14 lat. Leczenie resweratrolem oraz innymi specyfikami daje bardzo dobry efekt. Po USG okazało się, że guzy nawet zmniejszyły się.
Proporcjonalnie do poprawy zdrowia wzrasta Birce poziom wredności w stosunku do Senty.
Na szczęście są godziny bez kłapania zębami, warczenia i szczeków, lubią się na wspólnych spacerach, a poza tym Birka dużo śpi, w końcu to stary pies.


Sierpień - gorące lato, kozy i plony.

Rośniemy ładnie, choć bez mamy - Balbina i Bambi
Najładniejsza - czarnobrzucha Frania
Ja Berta,  umiem rogiem poskrobać się po kopytku
 






 Wrzesień - wielkie przerabianie, ciągle te kozy i Józef Elsner - Kantata.

O, ale fajna, nowa łąka
 


Okrężną drogą, lasem stado dotarło i tutaj. Trzeba było przepędzić.

I tak co kilka dni
 
Pierwsza rabatka - zaczęłam w maju, a teraz wygląda tak...


... i bardzo mnie cieszy


 Październik - wreszcie ruja bez nerw, wyprawy do lasu, nadal przerób i Jan Maklakiewicz ( Msza Polska).


Tam osiemnaście kóz czeka, a ja za kratami, ot życie

Ja pierwsza - Frida

Sikora uboga


Trawa na łąkach już licha, za to żołędzi i liści dostatek




 Listopad - lato jesienią i spacery z kozami.


Uratowana przed bielinkiem brukselka

i kapusta

A my tu nadal w gotowości

Kwitnie ślaz i inne zioła, kwiaty również


12.11.2018

Idziemy ?


No to idziemy...

... a teraz biegniemy, goń nas !


Senta to już pies prawie pasterski


Grudzień - susza, czekamy na zimę i nowy ptak.

Przydałaby się porządna, śnieżna zima

Krogulec


Pewnego dnia ptaki nie pojawiły się rano w swojej stołówce. Wyszłam sprawdzić co się dzieje, a tu siedzi taki osobnik. Przeganiałam, ale wracał. Powiesiłam czerwoną szmatę na kiju - wystarczyło na tydzień. Teraz pojawia się co kilka dni. Nie wiem, co z nim zrobić.

Ostatni zachód słońca w 2018 roku
I tak oto nie wiadomo kiedy przeleciał kolejny rok. Był z pewnością bogaty - w wydarzenia i nowe zadania.  A jaki będzie 2019 ? Zobaczymy.



Wszystkim drogim Czytelnikom życzę dobrego roku. Niech spełnią się marzenia, zrealizują plany, a zdrowie dopisuje. Dziękuję za odwiedziny, komentarze i za to, że jesteście tutaj, chociaż tak rzadko piszę.

7 komentarzy:

  1. Nie był to nudny rok, sądząc po sprawozdaniu.
    Wszystkiego dobrego dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, również życzę !
      Tak, nuda omija mnie od lat szerokim łukiem. Czasem za nią tęsknię:)

      Usuń
  2. Kubek z poranną herbatą, cisza... mogę czytać :D
    czerwoną szmatę trzeba przestawiać - ona musi się ruszać, bo tak to ptak zaczyna to ignorować. Piękny rok... tyle się wydarzyło. Zdrowia życzę dla wszystkich. Nie załapał się na foty, czy kota nie macie? :D Piękne, stado kóz... pracy w bród.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O, dzięki, zaraz przestawię kij. Nie mamy kota, ostatni to kicia, która została w pakiecie z domem, ale od ośmiu lat nie żyje. Mąż nie przepada za kotami, a poza tym kot w lesie to nie jest dobry pomysł - to trochę szkodnik - poluje na ptaki, potrafi też złapać małego zajączka ( widziałam). Chociaż ze względu na myszy i nornice jakiś łowca by się przydał, ale moje psy przejęły tę funkcję i nieraz im się udaje. Ale ja tęsknię czasem za mruczkiem na kolanach, w domu rodzinnym zawsze był przynajmniej jeden, często kilka.
    Zdrowia i pomyślnego roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kot przy lesie to szkodnik niestety. Czytałam dzieciom swego czasu książkę o leśniczówce, nie pamiętam tytułu i tam też nie mieli kotów z tego samego powodu jak piszesz. Takich czerwonych możesz poustawiać więcej i przestawiać. U mnie działa z jednym czerwonym garnkiem ale ja mam zadrzewiony wybieg dla drobiu.

      Usuń
  4. Miałaś dobry pomysł z tym fotoreportażem z ubiegłego roku jako pamiętnikiem. Pewnie przygotowując tego posta musiałaś przejrzeć mnóstwo zdjeć, poprzypominać sobie pewne fakty, inne z kolei ominąć, bo nie wszystko nadaje się przecież do opisania,a niektóre wspomnienia lepiej nawet byłoby zasypać piaskiem, a on wciaz na wierzch wyłazą, uparciuchy.
    Piękne zdjęcia z kozami na łace, ze spacerami do lasu. Oj, masz roboty od groma, ale masz też sporo radosci na tym swoim siedlisku w lesie. No i masz muzykę, ona jest zawsze cudem i magią.
    Pozdrawiam Cię ciepło Andziu i dobrego roku zycze. Jak najwiecej radosci, jak najmniej trosk!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego polubiłam takie podsumowania, muszę wtedy przejrzeć wszystkie zdjęcia, a nigdy nie ma na to czasu. Zamykam rok obrazkami i wchodzę w kolejny :)
      Wiesz Olu, jak tak sobie sama na to z boku patrzę, to rzeczywiście wyrabiam 200% normy, przecież większość dnia spędzam w mieście ;)
      Ale lubię to swoje życie i nie jestem nim jakoś wybitnie umęczona. Może właśnie dzięki muzyce, ona dodaje mi skrzydeł i mocy!
      Olu - dziękuję za życzenia i również tego samego życzę :)

      Usuń