Dwieście pięćdziesiąt lat później pewna studentka usłyszała gdzieś fragment tego utworu - Stabat Mater dolorosa ( Stała Matka bolejąca).
Odtąd nic nie było takie jak przedtem. Dźwięki poruszyły zapomniane i ukryte głęboko struny, już nie wystarczały skądinąd świetnie opracowane standardy jazzowe, będące specjalnością akademickiego chóru, w którym śpiewała.
Trzeba było pójść dalej, inną drogą, podążyć za muzyką, która wyszła spod pióra umierającego geniusza.
Dzisiaj wieczorem koncert, wykonamy Stabat Mater. To, które niegdyś zmieniło moje życie.
Część pierwsza - "Stabat Mater dolorosa" w interpretacji doskonałej i najbliższej memu sercu -
Philippe Jaroussky i Julia Lezhneva wraz z I Barocchisti - dyryguje Diego Fasolis.
PS
Giovanni Battista i ja urodziliśmy się tego samego dnia - 4 stycznia.
Och jaka szkoda, że tak krótko żył. Nie słyszałam o nim. Jazzu nie lubię... ale posłucham fragmentu specjalnie dla kompozytora :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Tak, pewnie napisałby jeszcze coś równie genialnego. Też nie przepadam za jazzem - śpiewaliśmy utwory Georga Gershwina, czyli nie stricte jazzowe :)oraz dużo muzyki współczesnej chóralnej - fajnej również. Jednak to było dla mnie za mało.
UsuńPozdrowienia z lasu :)
Posłuchałam...Nie po raz pierwszy, bo kiedyś, gdy wspomniałaś na moim blogu o Stabat Mater z ciekawości znalazłam sobie ten utwór na YT. Jest w nim wielkość, smutek, przejmująca prawda cierpienia ludzkiego. A autor tego dzieła był tak młody, niesamowite!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Andziu!*
Cieszę się Olu, że słuchałaś. Jest tyle muzyki poza tą popularną, warto czasem sięgnąć po takie utwory dla odmiany. A może i w Tobie one poruszą inne struny, te o których jeszcze nie wiesz ?
UsuńSerdeczne pozdrowienia :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSwoje Stabat Mater ma chyba każda epoka. Utwór Pergolesiego to bez wątpienia najpopularniejsze Stabat Mater ostatnich stuleci. Mnie się Stabat Mater Pergolesiego zawsze kojarzy z Requiem Mozarta, może dlatego, że obaj ostatnie miesiące życia pracowali między innymi nad tymi właśnie utworami. Oba są jak testamenty.
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
I w tych nutach jest dotknięcie z zaświatów...
UsuńDzieło Pergolesiego jest zupełne, zdążył skończyć, a w Requiem czuje się niestety inną rękę, Sanctus jest nawet trudne na swój sposób do zaśpiewania przez tę toporność. Cóż,to tylko Salieri, szczęśliwie Mozart napisał większość.
I jak poszło?
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia!
Już mogę podziękować :) Pierwszy koncert bardzo dobrze, drugi doskonale - rzadko zdarza mi się tak powiedzieć.
UsuńEmocje powoli opadają, ale potrzebuję jeszcze kilku dni, aby wrócić do rzeczywistości :)
Słonecznego wielkanocnego tygodnia życzę i leśne pozdrowienia zasyłam !
Wzajemnie! I gratuluję serdecznie!
Usuń