Tegoroczne lato uraczyło nas nowościami - a zwierzaki to radosny nabytek.
Najważniejsza "nowa" w naszym gospodarstwie to Senta - posokowiec bawarski.
Mąż oczywiście nie wytrzymał długo i już tydzień po odejściu Kaja zawitała w domu trzymiesięczna suczka przywieziona przez naszego znajomego słowackiego hodowcę.
Pierwsze tygodnie to było szaleństwo - jeszcze nie mieliśmy takiej rozrabiaki.
Do tego nasza stara Birka bardzo źle przyjęła małą, czułam, że będzie z nowym psem problem.
Stres to dla mnie duży - tym bardziej, że w swoim mniemaniu Birka mnie "chroni" więc nie bardzo mogę ją za to karcić.
Czekamy - jakoś muszą się porozumieć tym bardziej, że Senta to mądrala i czasem mam wrażenie, że to ona jak dorośnie będzie rządzić. Na razie doszliśmy do etapu chwilowych rozejmów - zwłaszcza na podwórku, a za chwilę ostrych ścięć - zwykle w kuchni. Mała znalazła sobie kryjówkę pod krzesłem i tam chowa głowę, reszta już się nie mieści - tak szybko rośnie.
Wspominałam już o koziołku, który przyjechał do nas w czerwcu. Kajtek bez przerwy meczał z tęsknoty za swoimi dotychczasowymi towarzyszkami, a uspokajał się tylko wtedy, gdy ktoś przebywał w zasięgu jego wzroku i coś do niego mówił.
Cóż było robić - aby zaradzić tej rozpaczy na gwałt zaczęłam poszukiwania towarzystwa dla niego - musiał to być koziołek koniecznie bez rogów - tak żeby miały równe "szanse".
Udało się i już kilka dni później mąż pojechał pod Rzeszów ( kawał drogi ) po kolejnego "nowego" - Bartka.
Kajtek - jego zawadiackie oko i lok.
Bartek
Kiedy Bartek wieczorem dołączył do Kajtka, ten natychmiast się uspokoił. Cały następny dzień zajęła im walka - tak mocno stukały się tymi bezrogimi głowami, że każdy miał krwawe ślady. Ale już drugiego dnia był spokój. Dogadały się i śpią przytulone do siebie w tymczasowym pomieszczeniu w stodole - oczywiście mój lekko szalony mąż już zaczął budowę kolejnego nowego obiektu - tym razem dla tych dwóch koziołków. Koziołki zostają w naszej hodowli, którą mamy zamiar w przyszłości traktować nie tylko jako miłe spędzanie czasu i przyjemność. Wszystko ku temu zmierza I dlatego u nas wszystko na odwrót - najpierw wybuduje się to co potrzebne (?) kozom, a dopiero potem wykończymy nasz nowy, prawie gotowy dom. Już się z tym pogodziłam. W sumie to przecież mamy gdzie mieszkać - stary dom jeszcze stoi :))) Przeprowadzka do nowego domu spowoduje, że będziemy bliżej sąsiadów. Radość z nieodległych już przenosin mąci niepokój jakie będzie to bliskie sąsiedztwo. Zwłaszcza, że w naszym przysiółku od zeszłego lata nastała względna cisza. W lipcu tamtego roku doprowadzona do ostateczności sąsiadka przeprowadziła ostrą rozmowę z właścicielem fabryki psów i w efekcie od tamtego czasu powrócił spokój - po siedmiu latach wysłuchiwania jazgotu kilkunastu yorków wreszcie znów poczuliśmy, że mieszkamy w środku lasu.
I jak to w życiu bywa stary problem zniknął, a w zamian pojawił się inny.
Nowi - para prawników z miasta kupiła "kolejowy"domek. Od lutego przewijały się różne ekipy remontowe - hałasujące maszyny i pokrzykiwania pracowników umilały nam wiosnę.
Nowi sąsiedzi wraz z trójką dziewczynek przyjechali w ostatni weekend czerwca - i od tego czasu przez całe lato rzadko była chwila spokoju. Myślę jednak, że po pierwszym "zachłyśnięciu" się nowym miejscem, lasem i nowym otoczeniem dzieci pewnie uspokoją się i będzie ciszej...
Jedno jest jednak pewne - już nie będzie tak, jak było. Nasz przysiółek został oszpecony - w środku lasu wyrósł płot - a raczej betonowy mur, którym sąsiedzi mieszkający najbliżej zagrodzili swoją łąkę.
Ten betonowy płot ponoć trochę tłumi hałas i nie wszystko słychać tak wyraźnie. Niestety wygląda wyjątkowo szpetnie.
PS.
Lipiec 2015 - to już trzecie lato z nowymi sąsiadami. Po czasie okazało się, że prawdziwa przyczyna powstania betonowego płotu jest zupełnie inna, a nowi sąsiedzi chociaż hałaśliwi okazali się sympatyczni...
Nie wszystko wygląda tak jak nam się na początku wydaje. Jak zwykle czas zweryfikował i tę sytuację. Ale o tym w jakimś innym poście, który być może powstanie niebawem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz