Kiedy kraj opanowało majowe szaleństwo postanowiłam nadrobić zadania domowe. I jak to zwykle bywa - planowanie to czas stracony. Jeszcze 1-szy maja upłynął spokojnie - kręciłam się po domu i ogrodzie, no i po południu pożegnałam męża - wybrał się na dwudniowe polowanie - dyżur w łowisku. Wieczorem, gdy przestało padać i wypuściłam kozy na wybieg, zauważyłam, że naszej nowej kozie Pauli nagle powiększyły się wymiona.
Paula zastąpiła naszą malutką Pippi, mamy ją od marca i podobno była "zakocona". Obserwowaliśmy ją cały czas i nie było widać żadnych zmian. Mąż twierdził nawet, że na pewno nie jest w ciąży, a mnie z kolei wydawało się, że jednak jest.
Tak spieraliśmy się półtora miesiąca, a Paula cały czas wyglądała tak samo.
Tego wieczora jednak "dojki" Pauli nie dawały mi spokoju, przed północą poszłam jeszcze sprawdzić - Paula stała z podniesionym ogonem, ale poza tym żadnych oznak porodu ...Pomyślałam, że pewnie jest za wcześnie i jeżeli nawet będzie rodzić to nie tak zaraz... i poszłam spać. Oczywiście śniły mi się jakieś wystające kopytka itp... i rano z niepokojem pobiegłam zobaczyć, co się dzieje. Moje przeczucia sprawdziły się - już od drzwi domu słyszałam głośne meczenie. Wpadłam do koziarni i na korytarzu stały dwie malutkie kózki, drąc się w niebo głosy.
Nie wiem jakim sposobem wydostały się z boksu ! Natychmiast dostawiłam je do matki, bo przecież musiały napić się siary !!!
Zaczęły - na szczęście- ssać prawie od razu, były też pięknie wylizane i suche.
A Paula stała jakby nigdy nic zadowolona z siebie bardzo.
Ale mieliśmy szczęście - nie dość, że to młoda koza - pierworódka, to poradziła sobie sama i obyło się bez komplikacji.
No i w związku z tymi sensacjami praktycznie cały czas wypełniły mi kozy - obserwowałam czy wszystko jednak z koźlętami w porządku. Poza tym Paula meczała dając do zrozumienia, że chce iść na łąkę
Niestety pogoda była straszna - 2 i 3 maja lało cały dzień i nie dało się dosłownie wyściubić nosa .Cóż więc mi pozostało - koza meczy i chce jeść- na siano nawet nie spojrzy, więc rwałam trawę, suszyłam w domu, żeby nie jadła mokrej i latałam z tą trawą do koziarni.
Pełne szaleństwo...
Tak oto spędziłam ten majowy weekend :)))
Kózki na pierwszym spacerze z mamą.
Pepsi - 10 dni
Pipsi - 19 dni
cudowne :)
OdpowiedzUsuń